30 cze 2010

wakejszyn.

Wszystko już od tygodnia pozdawane; wczoraj dorwałam wreszcie ostatniego profa i jego autograf, indeks oddałam do dziekanatu. I przez najbliższe trzy miesiące nie zamierzam wracać do tych śmierdzących Katowic. Ha, bez poprawek wrześniowych, w dodatku ocenki całkiem całkiem. Znów więcej szczęścia niż rozumu.

Nadrabiam czas z bliskimi mi osobami; filmowe noce, ognicha, rpg, długie wędrówki, namiotowanie. Ataki głupawy. Niczego więcej nie potrzeba.
Kupiłam też sobie yo-yo, które od paru dni nawiedzało mnie w snach :> świecące i mruu zielone jak korniszon.

Czekam, aż V. wygrzebie się wreszcie ze swojej sesji, i zaczniemy konkretniej planować czas wakacyjny. Mam ogromną nadzieję, że nasz autostop po Europie wypali :) choć nawet i zwyczajny wyjazd z Nią gdzieś bliżej będzie genialnie spędzonym czasem ;) ale wcześniej muszę rozwiązać sprawę Aziza, takiego tam mailowego znajomego, który uparcie próbuje ściągnąć mnie do Maroko. Samą. Pff. Chyba mu napiszę, że wstępuję do zakonu i - niestety - muszę zerwać z nim znajomość.

W głowie ciągle Carmina Burana pana Orffa, choć już prawie 2tygodnie, odkąd słuchałam tego w filharmonii. Z rozdziawioną szczęką i świecącymi się oczkami. Wciąż pod wrażeniem chóru.

Zdania nieskładne, poobrywane i sklejone byle jak.
Tak, to Wakacje już.

7 cze 2010

ciemna dupa.

czemu człowiek musi uczyć się na własnych błędach, a nie może na cudzych?
tak się źle czuję ostatnio w swojej skórze.
poza tym, gdy przychodzi co do czego, człek może liczyć tylko na siebie. a jeśli już kto pomoże, to najczęściej ktoś zupełnie obcy. groteska.


od wczoraj jestem abstynentką. do czasu, aż całkowicie nie dorosnę. alkohol niczego dobrego mi w życiu jeszcze nie przyniósł, i bynajmniej nie zanosi się na to. więc - pieprzyć. czas powrócić do Pepsi cytrynowej. i żadnych ustępstw, nawet przy oblewaniu sesji (zdanej, oby).
no.
idę się uczyć. dla odmiany.