30 gru 2008

Scena po scenie?

Dochodzę do wniosku, że człowiek jest stworzony do aktorstwa. Na każdym kroku odpowiednie miny, gesty, słowa, czyny… no wszystko, wszystko, by wypaść na scenie jak najlepiej.
Ale to już było. Motyw 'Theatrum Mundi' i toposy temu podobne, były często i gęsto rozpowszechniane. Mnie zaskakuje, dlaczego tak chętnie przyjmujemy swoje role, narzucane podobnież odgórnie. Lub czemu z takim zapałem sami piszemy dla siebie scenariusz i wiernie się go trzymamy.
Dlaczego tak ciężko być prawdziwym w każdym calu? Dlaczego budzi to w nas taką niechęć? Dlaczego, odrzucając jedną rolę, od razu brniemy w kolejną?
Damn, tak bardzo chciałabym z naiwną łatwością mówić, co myślę, robić, co lubię, nie udawać radości, której akurat wokół mnie nie ma; zwyczajnie, być po swojemu.
… tylko czy to możliwe w otoczeniu trupy aktorskiej całej ludzkości? Presja, presja, de-presja.

6 komentarzy:

  1. Sądzę, iż jednak na tę odrobinę owego
    "aktorstwa" musimy się czasem wysilić -
    jeśli nie dla nas samych (z czystego
    pragmatyzmu , czy nawet kunktatorstwa...),
    to dla naszych bliskich - by im nie
    sprawiać przykrości jakąś sytuacją,
    czy naszym ew.rozczarowaniem , którego
    im nie chcemy okazywać (takie drobne
    "etiudy" ;) - ale w dobrych intencjach).
    Gramy i jesteśmy jednocześnie widzami.
    Najważniejsze - by również ten nasz
    "spektakl życia" reżyserować, a przede
    wszystkim - nie statystować w nim...
    Pozdrawiam Cię!
    _________
    Samych "głównych ról" w 2009
    i wręcz Oscar'owej "reżyserii" ;).
    I trzymając się tej "sceniczno-filmowej"
    konwencji ;) - oby TO był piękny,
    pogodny dokument, a nie ciężka epopeja -
    tego Ci z całego serca życzę ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, czasem trzeba, czasem wypada grać.. tylko wszyscy wydają się tak do tego przyzwyczajeni, że ciężko obyć się bez grania.. nawyk, który nie zawsze jest 'ok', który wypadałoby nieco chociaż wyplenić z życia. O, właśnie: czy to w ogóle życie, gdy tak rzadko cokolwiek jest prawdziwe do końca?..
    I Tobie na nadchodzący Nowy dobrego scenariusza, gdzie znajdzie się miejsce na sporą liczbę radosnych improwizacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego człowieka, chociażby ta dusza była kretyniczna" Niestety ;)

    Szczęśliwego nowego roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Może należy uznać aktorstwo za naturalność? Ja lubię grać, za nic w świecie nie chciałabym się tego wyrzec, sprawa mi to radość w niektórych sytuacjach. I zdaje mi się to całkiem naturalne, że w danej sytuacji mam ochotę wypaść tak a tak i do tego dążę. Chociaż i z byciem szczerą nie mam problemów i nagrabiłam sobie przez to w swoim niezbyt długim życiu licznych wrogów. Kiedy zachowuję sie naturalnie, ludzie nazywają mnie wariatką i osobą nienormalną. No nie przejmuję się, ale czasami bywa męczące ;) Gram bo mi się tak podoba, żadnej roli nie odgrywam bez własnej woli. Albo tak mi się wydaje i jest mi z tym dobrze ^^ Tobie chodzi o granie narzucane nam przez innych? Hm... No cóż, zazwyczaj odbieram to jako wyzwanie. Czy podołam? Zresztą, kolejna sprawa, nie mam najmniejszej ochoty odkrywać się przed ludźmi, pokazywać jaka naprawdę jestem, szczególnie przed tymi których nie lubię. Nawet niezbyt inteligentne mi się to wydaje. Jeżeli od razu wiemy jaki ktoś jest po pierwsze łatwiej jest go pokonać w przypadku rywalizacji. Po drugie staje się on nudny. Dzięki temu, że się trochę udaje możemy go poznawać dłużej i zbyt szybko się ze sobą nie nudzimy. Ogólnie nie dziwię się, że kogoś udajemy skoro tak kochany wymyślać różne historie i bajki (dowód wielkie biblioteki), wolę być dzielnym wojownikiem niż cichą myszką z miasteczka W., dlatego przedstawię ci się jako pogromczyni imprez city W-wa ;) (a przecież kocham swoją cisze i spokój). Występowałaś kiedyś na scenie? Niektórych to uzależnia i wcielają to hobby w życie codzienne ;) Człowiek nie grający niczego jest nagi, nagi = słaby, słaby = przegrany nikt. A jeżeli tak bardzo nie lubisz grać to nie graj, za to udawaj, że nie grając grasz ;) wtedy nikt nie zauważy różnicy.
    Pu z http://choranamozg.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. bo każdy ma jakąć gębę, a "nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę"

    OdpowiedzUsuń
  6. Wet, to mnie chyba boli najbardziej. Potrzeba akceptacji drugiego człowieka. To, że najczęściej zmieniamy się dla/przez innych, o sobie myśląc na końcu.
    Pu, zazdroszczę w takim razie sytuacji. Gdy ja zmuszona jestem do gry, rzadko jest to 'dla zabawy' czy satysfakcji. A szczerość kosztuje wiele, czasem zbyt wiele. Łatwiej grać i iść na skróty, tylko w tym momencie koło się zamyka. Jasne, że nie przed wszystkimi chce się obnażać duszę, problem rodzi się wtedy, gdy tak naprawdę nie zna nas nikt. To może być niebezpieczne, bo co się stanie, gdy stracimy nad sobą i swoim życiem kontrolę, a nikt nie zauważy..?
    Mroku w puszce (świetnie brzmi ten zwrot, noo.. ^^), Gombrowicz wiedział, co pisze. Mnie tylko denerwuje, że miał rację.

    OdpowiedzUsuń