25 kwi 2010

Spacer.

Jeszcze dziś rano, gdy siadłam do pisania notki, nie miałam na nią żadnego pomysłu.

Popołudniowa przechadzka ze starymi przyjaciółmi poprowadziła drogą, na której natknęłam się na zabawny dla mnie obrazek. Nie będę opisywać, bo i tak bez mojego prywatnego kontekstu traci sens.

Tyle, że wreszcie dotarło do mnie w pełni zdanie: by naprawdę zobaczyć, najpierw szerzej otwórz otwarte już oczy.

To teraz wydaje mi się takie zabawne, że podlotki i dzieciaki potrafią kompletnie zaufać komuś, kto obdarzy ich jakąkolwiek uwagą!


Poza tym wczoraj złapałam pierwsze prawdziwie wiosenne słońce, aż mi się nosek i lico spiekły.
I wreszcie odwiedziłam miejsce, do którego ciągnęło mnie od miesięcy. Moje małe ustronie od ludzi i cywilizacji.

Hakuna matata!

7 kwi 2010

Zmiany.

Still alive. Co więcej, optymistycznie patrzę w przyszłość.

Zbliżają się zmiany. I czekam na nie niecierpliwie, ale też z lekkim przestrachem. Będzie jak będzie, bynajmniej nie gorzej, bo swoje życiowe traumy, błędy, głupoty, i złe wybory zostawiam za sobą.

[Przeszłość często boli. Można przed nią uciekać, bądź też wyciągnąć z niej jakieś wnioski. - będę zatem żyła za radą Rafikiego, najmądrzejszego ze znanych mi mandryli :P]

Pogoda coraz piękniejsza, pozbyłam się też wreszcie gipsu i tych znienawidzonych kulasów; czas wyjść do ludzi, zacząć bujać się po świecie :) To takie przyjemne, móc chodzić bez podpierania się głupimi laskami.

Nakręcają mnie również plany poczynione z V. na maj, które są teraz jedną z moich najjaśniejszych myśli. Byle tylko wypaliły!
Przez święta znalazło się parę chwil do spędzenia z Zg. Wygadałyśmy się, wyprzytulałyśmy, no i wreszcie poznałam Jej mężczyznę z drugiego końca Polski.

Ahh! Chce mi się żyć dzisiaj.
Okazało się też, że gips wcale nie przeszkadza w treningach karate ;)