24 gru 2009

merry x'mas!

Szczęśliwych i spokojnych dla Was wszystkich!
Przepysznych uszek w barszczu, i niewielu ości w karpiu.
Ciepła rodzinnego, i oddechu od zagonionej codzienności.

I żeby Wam dookoła pachniało magią Świąt, która niestety tak często ucieka wraz z końcem dzieciństwa.

13 gru 2009

studenckie biadolenie.

Jestem tak zapracowana, jak tylko można. Dawno nie siedziałam tak często nad książkami.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak solidnie przygotowywałam się do zajęć. Przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum najczęściej się opieprzałam, rzadko coś powtórzyłam przed lekcją, a robienie zadań odbywało się zazwyczaj na kolanie; o ile w ogóle.

A jednak przynosi mi to satysfakcję, i zazwyczaj mi się chce. Tylko denerwuje mnie, gdy muszę biegać nie-wiadomo-gdzie za książkami, bo przecież podręczniki szkolne zawsze były w domu pod nosem (a i tak się ich nawet otwierać nie chciało). Zdarza mi się też czasowo nie wyrabiać, bo chciałoby się wszystko przeczytać, zrobić notatki, nauczyć się, a ny dy rydy. Samo ograniczanie się do niezbędnego minimum pochłania mi masę czasu. Ale nie przeszkadza mi to.

Coraz lepiej dogaduję się z V., myślę, że nasza znajomość nadal będzie się rozwijała i będzie z tego coś więcej. Już zapomniałam, jakie to cudowne uczucie, gdy między ludźmi wytwarza się tak rzadka i piękna więź.

Czwartki to dni, których wyczekuję z niecierpliwością. Jak kiedyś, tylko teraz zmienił się rodzaj treningów. Nie tańce już, a karate. Jestem pewna, że w przyszłym semestrze będę kontynuowała te zajęcia w ramach wychowania fizycznego. A potem pewnie zapiszę się do AZSu, by wciąż pobierać nauki u sensei M.

Chciałabym mieć więcej czasu.
Dla znajomych. Choć i tak życie towarzyskie mi kwitnie.
Tęsknię za ludźmi, których zostawiam w rodzinnym mieście. Których widuję tak rzadko.

29 lis 2009

Miałam coś napisać.

Nie napiszę, bo jest mi zbyt dobrze, żeby smęcić na blogu.
Pozdrowienia dla Was Wszystkich!

31 paź 2009

Sweet home Alabama..

Znów w domu, na święta. Ufff. Jednak we własnym łóżku śpi się najlepiej, a i poranna Kawa smakuje mi inaczej, lepiej. I spacery po znanych okolicach otuchy dodają (zwłaszcza, gdy kolorowych liści dokoła pełno..).

Uwielbiam ostatnio uśmiechać się z byle powodów.

Machina studiowania rozkręciła się już na dobre. Wieczory spędzam nad stosem lektur i opracowań, zastanawiając się po raz -enty, czy Gall zwany Anonimem był Francuzem czy Włochem, badając właściwości głosek z dłonią przytkniętą do gardła, bądź też wkuwając tabelki deklinacji na łacinę. I czasem ma się dość, i krąży pod kopułą pytanie 'co ja tu robię?', i bywa ciężko z motywacją.. ale jednak tkwię na tych studiach, zadomawiając się tam bardziej i bardziej.

Otrzęsiny pierwszorocznych studentów przy akompaniamencie Strachów na Lachy pomogły naprawdę uwierzyć, a nie tylko wmawiać sobie, że przecież studiowanie to całkiem fajna rzecz.

Wypady do 'Groty', naszej knajpy :P - także satysfakcjonujące. Rozmowy o tym, co dręczy i denerwuje, naprawdę pomagają. I tylko uroki picia w środku tygodnia (gdy z jednego piwka robią się cztery..) dają znać o sobie następnego ranka, gdy zajęcia zaczynają się już od 8. Bolesne, ale co ja poradzę? ^^ jak być studentką, to pod każdym względem.

Odwiedziłam też sosnowiecki konwent Porytkon. Przeżycie niezapomniane :) banda ludzi ze zwichrowaną psychiką, zgromadzona w jednym miejscu na cały weekend robi wrażenie. Masy przebierańców na korytarzach niejednokrotnie wbijały mnie w ziemię. Miałam okazję uczestniczyć tam m.in. w festiwalu piosenki krasnoludzkiej ('złoto, złoto, złotozłotozłoto! haaałda! .. jebać elfy!'), wielu prelekcjach (zwłaszcza ta o torturach przypadła mi o gustu ;) ), konkursach (spróbujcie, no spróbujcie sami podłożyć pod krótką animację dźwięk spadającego głazu!), a przede wszystkim - w moim pierwszym w życiu (i z pewnością nie ostatnim) LARPIE. To rodzaj RPG odgrywanego na żywo. Był genialny nastrój - muzyka, i świece, i stroje, i sztuczna krew, i fabuła wkręcająca.. Świat jest teatrem.. Przepiękne. Tak się wczułam, że gdy umarł Pan Domu, naprawdę się rozpłakałam.. a o czwartej w nocy nawet nie myślałam o zmęczeniu.
Nie mogę doczekać się kolejnego LARPA. Taaaak... to mnie krrrręci!

Wczoraj świętowałam urodziny R. w chorzowskiej knajpce, nawet Zg. się pojawiła :) byłyśmy w kiltach, barman puścił nam odpowiednią muzykę, to sobie pokicałyśmy.. i tęskno mi się zrobiło za szkockimi.. ale ani czasu teraz nie mam, ani grupy, więc muszą mi wystarczyć spontaniczne pląsy.
I coraz lepsze mam zdanie o lubym R. Z początku myślałam, że to taki średnio rozgarnięty misio, ale naprawdę jest spoko facetem, a jego opowiastki w całej skeczowej otoczce są bezbłędne, i zdecydowanie uświetniły imprezę :) mam nadzieję, że ani jedno, ni drugie niczego nie spieprzy, bo takiego pozytywnego związku dawno nie widziałam :))

Kończę, pozdrawiam, i fokle. Cieplutkie uściski dla Was! :)



hey! mr. Tambourine Man, play a song for me..

16 paź 2009

Studiowania uroki.

Ludzi ze swojej grupy już rozpoznaję. Ba, do kilku nie boję się odezwać. [czemu oni wszyscy wyglądają TAK poważnie?]. Czuję jednak, że najlepsze kontakty będę miała z grupą z wf'u. Zebrało się naprawdę sympatyczne towarzystwo na tym karate, z którym lżej będzie znosić cotygodniowy wycisk od sensei B.

Profesorowie różni - jak to i z nauczycielami bywało. Jednych słucha się z iskierkami w oczach, u innych siedzi się jak na szpilach.

Do męczących dojazdów, prężnego miejskiego życia (bo ja to z tyci-tyci miasteczka..), gigantycznych okienek między zajęciami, spóźniających się bądź też wcale nieprzychodzących wykładowców - powoli się przyzwyczajam.

Ogólnie, to przeszłam już do fazy akceptacji. Głównie dlatego, że nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie. I nawet zaczyna mi się podobać to studiowanie całe. Nawet kolejki w bibliotece nie przeszkadzają mi bardziej, niż powinny.

Mieszkam poza domem, zatem i spokoju mam więcej od rodzinnej gromadki. Przerażała mnie z początku ta samodzielność, ale teraz już cieszy. I tylko cisza w mieszkanku dziwnie nieswoja, ukryta za muzyką grającą z głośników komputera.

Upragniony Weekend nadszedł jednak. Zmykam zaraz na nocną sesję rpg (d'n'd) z cudownymi Ludźmi, których brakuje mi ostatnio jak nigdy wcześniej. Nagadać się musimy ogromnie, nacieszyć sobą. Zebrać energię na szare, jesienno-zimowe dni.

Jako że ciągle pracuję nad kwestią dostępu do Internetu w miejscu studiowania, także przepraszam za moją nieobecność na Waszych blogach. Naprawdę mi tęskno za wczytywaniem się w Wasze życia z kubkiem gorącego Rooibosa pod ręką.. jak tylko będę w stanie dorwać neta i chwilę tylko dla siebie, na pewno wpadnę na Wasze blogi.

Pozdrawiam Wszystkich gorąco i słonecznie, a tak!, na przekór ohydnej pogodzie!
I do usłyszenia.

30 wrz 2009

Studenckie: być, albo nie być?

Już jutro pierwsze studenckie spotkanie - nowi ludzie, nowe miejsce, nowy porządek. Właściwie, to wszystko wcale nie będzie tak zupełnie różne od wcześniejszych moich szkół - jedynie bardziej dorosłe. Jeszcze nie wiem, czy powinnam wkroczyć w ten kolejny etap życia z uśmiechem na ustach czy przerażeniem w oczach. Pewnie pojawi się jedno i drugie, jak zawsze.

Póki co, proszę - trzymajcie za mnie kciuki, bo oto odwieczny odludek spróbuje wyjść w stronę tych wszystkich przerażających ludzi! I nie zamierza się bynajmniej łatwo poddawać ;)

13 wrz 2009

...

Czasami wydaje mi się, że potrafię naprawdę szczerze nienawidzić własne rodzeństwo, rodziców. Jak teraz. I boję się tego uczucia.

A jeszcze bardziej boję się, że może mi się nie tylko wydaje, ale że tak jest.

Muszę się wyrwać z tego domu, bo oszaleję.

9 wrz 2009

cicho... zbyt.

Wszyscy są zajęci. Jeżdżą do swoich szkół. A potem wracają, zmęczeni, by dalej się uczyć. Odrabiać zadania. I narzekać, jak bardzo są zmęczeni i zawaleni pracą. Nie mają czasu, by wyjść do knajpy na piwo, obejrzeć film, czy po prostu wybrać się na dłuższy spacer. A pogoda dziś tak piękna była. Siedzę zatem w domu, sama, i obijam się o ściany.

Pusto. Cicho. Smutno.
Samotnie.

Niechby już zaczął się ten październik. Wreszcie coś by się działo. Choć już teraz jestem prawie pewna, że gdzieś w połowie listopada zamarudzę, że mam zbyt wiele na głowie, i 'gdzie podział się ten wrzesień, kiedy miałam tyle czasu dla siebie?!'.

Czemu wszystko nie może być po prostu dopasowane? Trochę nudy, trochę pracy..

Chce mi się płakać.
I jeszcze 9-ty września dziś. Rok. Hee.. szybko zleciał. Dziwne.

2 wrz 2009

Pofestiwalwo.


Wytańczona. Wyskakana. Wybawiona. Wygadana. … Nawiązane nowe znajomości, a te starsze podbudowane, podkarmione ciepłem. Zgodnie z przewidywaniami – Festiwal był jeszcze bardziej niezwykły, niż w latach ubiegłych. Sprawa ludzi, ot co.


Tak więc trzy dni nieustającej zabawy i minimum snu (Festiwalowiczów właśnie po tym dało się poznać – wszyscy wyglądaliśmy jak potwory). Oprócz pokazów tańca i koncertów (moi tegoroczni faworyci to One String Loose i Beltaine – znaczy: bez niespodzianki :> ), na których, btw., zdarłam sobie od okrzyków i piszczenia gardło, mieliśmy też inne rozrywki… Przed 2.00 w nocy napotkałyśmy przy zamku harcerską sektę ze świeczkami, która na moment zabrała nam zdolność ruchu i mowy. Kolejnej nocy po murach zamku skakał Matrix, zarzucając swym płaszczem dookoła. Szturmowałyśmy więc bramy zamku, starając się Matrixa dorwać, wskutek czego spędziłyśmy całą noc w klimatycznej zamkowej sali, w kameralnym gronie i w cudownej atmosferze.


Na FMC debiutował także nowy zespół, St. Patrick’s Day. Czekam, aż staną się sławni, a kostka gitarowa, którą dostałam od gitarzysty Bartka za buziaka w policzek, będzie warta miliony. Serio, wypatruję niecierpliwie Ich kolejnych koncertów, bo Oni kiedyś będą wielcy. Choć, jak dla mnie, już są. Szkoda, że są aż spod Warszawy, ale taka drobnostka nie przeszkodzi mi przecież w dotarciu na Ich koncert, nie? Och, poczuć znów dreszcz nadchodzący z momentem, gdy Iza zaczyna śpiewać…!


Odkryłam też, że patrzenie na Niego z daleka, podczas koncertu, gdy przytula ją, nie mnie, już nie jest bolesne. Właściwie, to chyba udało mi się Go wyrzucić ze swoich myśli. Jest już innym człowiekiem. Takim, do jakiego bym się teraz nie zbliżyła za nic. Wolę uśmiechać się do wspomnień, zdecydowanie.


Czas ucieka mi zbyt szybko… Dziewczyny wróciły do szkół, zatem mam miesiąc sam na sam ze sobą. Nie wytrzymam.

I tylko smutno, że znów cały długi rok czekania na kolejny FMC…

28 sie 2009

Celtic Music Festival *ZAMEK VII* Będzin

Jadę tam, jadę znowu! Będzie to już czwarty Festiwal Muzyki Celtyckiej w Będzinie, na którym się pojawię :)

Znowu! Warsztaty tańców! Bretońskie Fest Noz! Koncerty, koncerty i KONCERTY! Muzyka szkocka, irlandzka, bretońska, no po prostu zielona! Ahh, i Ci wszyscy wspaniali ludzie! I nocne pogaduchy, i sesje RPGowe Arcony! Trzy dni nieustającej zabawy, które pozytywnie naładują moją psychikę na nadchodzące miesiące :))

Zatem.. jadę się bawić :) z żywym przekonaniem, że będzie jeszcze bardziej magicznie, niż dotychczas :)

20 sie 2009

Eee.. Ajm bak?

Jakoś tak wyszło, że przedłużyły mi się 'wakacje od blogowania'. Przepraszam więc za brak wizyt na Waszych blogach, co też nadrobię zresztą jak najszybciej.
Po prostu nagle odkryłam zaskoczona, że mam życie poza internetem! :-x
Przeraziło mnie to trochę.
A trochę nie.

Krótko (stosunkowo krótko :P) na temat minionego miesiąca:

- wyjazd nad Bałtyk udany. Piękne wschody i zachody słońca, happeningowa kąpiel w bieliźnie, obrzucanie się meduzami, no i całe dwa tygodnie z pozytywnie popieprzoną rodziną przyjaciółki;
- imprezy, w domostwach i raz w Jazzie (kocham ten klub!); urodziny Anety i jeżdżenie na śmietnikach po mieście w środku nocy, ku naszej dzikiej radości;
- zabawa na weselu A.; wciąż nie pojmuję, jak można w wieku 20-stu lat wychodzić za mąż;
- liczne sesje RyPyGy; moja postać awansowała na włamywacza, próbuje oswoić małpkę Malinę, ma także traumę do wszelkiego rodzaju karczm. W ogóle, to dumna jestem, bo MG chwali mnie za charakterne odgrywanie niziołka, a przecież nigdy się tego nie uczyłam ;)
- dziesiątki obejrzanych filmów, głównie różowych amerykańskich komedii, ale to przecież wakacje. Kilka produkcji wyższych lotów też się zresztą trafiło;
- powrót do książek Pratchetta. Ubóstwiam Go! (i mały przerywnik w postaci 'Misia Paddingtona' :P );
- wciąż uczę się rosyjskiego. Nie jakoś ostro i bez przerwy, ale jednak;
- .. w przeciwieństwie do ruskiego, nauka robienia na drutach skończyła się dość szybko..
- .. za to umiem zagrać na pianinie 'Mad world' i już prawie-prawie 'The Will', melodię z pięknego anime Rurouni Kenshin
- mam kolczyk w karku! >:D

I to chyba tyle, póki co. Idę się teraz poszlajać po Waszych blogach ;)

17 lip 2009

Wakejszyn.

Jutro jadę, daleko. Grzać się na słoneczku nad polskim morzem.
Wrócę za dwa tygodnie :)
Miłego Wam :)

15 lip 2009

W imię Bezpieczeństwa.. lecz czy na pewno?

Policja. Formacja obecna w każdym zorganizowanym państwie, czasem tylko pod nieco inną nazwą. Teoria zakłada, że winna służyć społeczeństwu i krajowi, dbając o porządek, przestrzeganie prawa, walcząc z przestępczością. Można by rzec, że policja jest przedstawiana w samych superlatywach. Dlaczego jednak tak wielu krzywi się ironicznie, mijając mundurowych?


Teoria w praktyce, tak jak i w każdym innym przypadku, niekoniecznie się sprawdza. Osobiście zawsze usilnie próbowałam pokładać w policji choć odrobinę wiary, jakby na przekór współczesnej młodzieży, wypisującej sprayem po ścianach słodkie ‘ChWDP’. Ostatnio jednak znów gorzko się rozczarowałam.


Wracając późną godziną z karaoke (polskie piosenki biesiadne to ZUO), wraz z A. i K., gdy ostatni autobus już dawno nam uciekł, K. poruszyła pewną sprawę. Parę dni wcześniej, o godzinie podobnie późnej, zmierzając do domu z imprezy urodzinowej koleżanki, zatrzymał ją policjant. Zapytał, czy by nie podwieźć, bo późno, bo niebezpiecznie, bo daleko. K., oczywiście, zgodziła się. Pomyślała, jak to dobrze, że Stróż Prawa się o nią zatroszczył.


Jednak gdy radiowóz zatrzymał się pod jej domem, a K. chciała już wysiadać, policjant zapytał: „To jak, nie odwdzięczysz mi się jakoś?”. Był w trakcie rozpinania rozporka swoich spodni, gdy K. bez słowa wysiadła, głośno trzaskając drzwiami, nie oglądając się nawet za siebie.


Oczywiście, całą sprawę można by skomentować jednym, szorstkim zdaniem – „No cóż, trafiła się czarna owca, wszędzie można takie znaleźć”.


Podobnie przykrych zdarzeń znam więcej. Jak gdy mój brat wracał autobusem z zajęć. Zima była, ciemno, mało ludzi. Nagle dwóch podróżnych zaczęło się wyzywać, grozić sobie, któryś wyciągnął nóż. Kierowca podjechał pod komisariat, zatrąbił. Brak reakcji. Mój brat wyszedł więc, myśląc, że może nie słyszą. Policjanci wyszli z komendy leniwym krokiem. Po dziesięciu minutach. Wcześniej, zamiast od razu zareagować, powoli zadawali pytania, odsyłali jeden od drugiego. Gdy przyszli, agresywnych pasażerów już w autobusie nie było.


Nie o to jednak chodzi, by wyliczać, wypominać. Zdarza się. Częściej, niż powinno. Więc? No, co z tego, skoro nic się nie zmienia, a lista skarg rośnie?


Pytania, które chodzą mi po głowie za każdym razem, gdy świadek nieprzyjemnego zajścia nadaje na ‘tych umundurowanych nierobów’, brzmi: „Czemu wśród policjantów nie robią większych przesiewów? Czy to takie trudne, by wykluczyć niezdolnych do uczciwej służby społeczeństwu?”.


Nie wiem. Ale ktoś ważny na wysokim stanowisku powinien cokolwiek z tym zrobić. Bo to mała paranoja, żeby bardziej od przestępców, bać się samej policji.

5 lip 2009

O komplementach słów kilka.

Z racji nudy, która wokół mnie zapanowała, wybrałam się wczoraj z Dziewczętami do mego ukochanego gliwickiego klubu. Jazzu, mianowicie, gdzie zawsze bawię się cudownie. Z powodu miłej obsługi, dobrego piwa w przystępnej cenie, no i muzyki. Żadne ucy-ucy czy popowe smęcenia. Dobra, rockowo-metalowa muzyka. (Choć wczoraj bardziej industrialowo było).

Raczyłam się właśnie świeżym powietrzem przy wyjściu, czekając na resztę gromady, gdy podszedł do mnie dobrze wyglądający facet. Powiedział tylko: 'naprawdę, śliczna jesteś', i z uśmiechem towarzyszącym wykonanej misji, odszedł.

Podbudowało mnie to, rzecz jasna. Ale teraz nie o tym. Kompleksy nastolatki odsuwam na plan dalszy.

Pomyślałam sobie bowiem, (co w sumie jest dość oczywiste, ale poczułam się wtedy, jakbym odkryła jakąś nową całkiem myśl - znacie to uczucie?), że te same słowa wypowiadane przez różne osoby i w różny sposób brzmią zupełnie inaczej.

Gdyby na przykład ów koleś nie odszedł po wypowiedzianych słowach, a stał i zagadywał dalej, czy inne koplemiszcza cisnął, jego słowa nie połechtałyby mojego ego tak bardzo. Ot, kolejny, który zarywa wszystko na swojej drodze, co nosi spódniczki. On to powiedział jednak z sobie tylko znanych powodów. I odszedł, nie oczekując niczego w zamian. Dla samej satysfakcji.

Lub gdyby nie był przystojnym facetem, podchodzącym swoją droga odrobinę pod mój gust, a na przykład grubym, spoconym robotnikiem na placu budowy, który właśnie robi chwilę przerwy - wtedy pewnie także jego słowa przeleciałyby mi koło uszu, bez najmniejszych choćby fajerwerek. Bo słysząc wszelkie oklepane teksty typu 'te, piękna pani, nie szukasz kolegi?', dobiegające ze strony robotniczych uniformów, nawet się nie odwracam. A przecież, jakby nie patrzeć, to także pewnego rodzaju komplement jest.

Najwidoczniej moje filtry pochlebstwowe działają na przynajmniej znośnym poziomie. To dopiero byłaby porażka, gdybym karmiła się łakomie każdym kąskiem rzuconym od niechcenia. I to od nie najciekawszej osoby.

30 cze 2009

Świadectwo dojrzałości. No, super.

O dziwo, zdałam. Co jeszcze dziwniejsze, całkiem przyzwoicie.

Wprawdzie trzeci przedmiot poszedł mi miernie, ale przy rekrutacji na studia uratuje mnie wysoki wynik z polaka mnożony parokrotnie.

Wspaniale. Ukończyłam kolejną szkołę, babrząc się w zwałach nudy i zniechęcenia. Czas, by pchać się po nowe kłopoty, kolejne zmartwienia. Głupie studia. Nie chce mi się studiować. Przynajmniej teraz. Zakładając, że się na studia dostanę, nie mam właściwie perspektyw zawodowych. Bo co może na mnie czekać po filologii polskiej, gdy nie chcę być nauczycielem? Trudno. Świadoma decyzja. Poznam życie studenckie, przez jakiś czas praca będzie dla mnie jedynie przykrym obowiązkiem, ale niczym stałym, tylko żeby na podstawowe potrzeby było. A potem odezwie się do mnie ‘dorosłość’, cała ta głupia potrzeba ustatkowania, znalezienia jakiegoś frajera i założenia frajerowatej rodzinki frajerów. I zmuszona będę, by wyuczyć się do jakiegoś konkretniejszego zawodu, co by zarabiać normalne pieniądze. Zostanę ochroniarzem. Albo barmanką.

Nie chce mi się.
Oby to niechcenie mi minęło, bo cienko będzie.

Idę się odmóżdżać przy Housie. Zresztą, i tak już nie mam mózgu. Efekt spędzenia wczorajszej nocy z kumpelami na oglądaniu najdurniejszych spośród amerykańskich filmów. Oraz BUDGERA. Masakra. Borsukowa sieczka podczaszkowa.

20 cze 2009

„… Co teraz robisz?”

A właśnie, bo co może zrobić Niziołek, gdy szarżuje na niego trójka uzbrojonych strażników, bądź zmutowany łuskowaty potwór? Nic. No, może uciekać. To też zresztą uczynił. Dobrze, że jego mniej lub bardziej radosna kompania była dostatecznie blisko, by załagodzić sytuację.

Ta-daam! Jestem już oficjalnie weteranem swojej pierwszej sesji RPG :) Konkretniej, to sesji osadzonej w świecie Warhammera. Z pełnym przekonaniem i szczerością mogę teraz stwierdzić, że gry wyobraźni są wypasione, i że dawno nie miałam takiej radochy. Zostałam nawet pochwalona przez Mistrza Gry pod koniec sesji za wyborne odgrywanie Niziołka i dostałam dodatkowe Punkty Doświadczenia ;) Czuję się spełniona, przynajmniej raz w życiu coś mi dobrze wyszło :P


[Mistrz Gry] … strażnik został sam, osaczony przez waszą czwórkę, strach go paraliżuje. Co robicie?

[Gracz1] Noo… trzeba go zapytać o tę księgę...

[Gracz2] Ja to zrobię! Łapię go silnie za koszulę, przybliżam do swojej twarzy i…!

[Gracz1] … jesteś Niziołkiem. Sięgasz mu do pasa.

[Mistrz Gry] Ciii… chcę zobaczyć, jak go będzie za koszulę podnosił…


Tak poza tym, to chcę oznajmić całemu światu, iż ponieważ gdyż albowiem NIENAWIDZĘ OWADÓW. Są wszędzie, zaraza jedna, psująca piękny letni czas. Parę dni temu robiłam z przyjaciółkami ognisko. No. Obecnie zapijam wapnem musującym tabletki Zyrtecu i usiłuję nie myśleć o tym, jak bardzo mnie swędzi skóra. Pieprzone mrówki z ich pieprzonymi żuwaczkami i pieprzonym kwasem mrówkowym. Znów wyglądam, jakbym cierpiała na coś w rodzaju gorączki Ebola. W zeszłym roku wykorzystywałam ten motyw, by skracać czas stania w sklepowej kolejce czy zająć dogodne miejsce siedzące w autobusie. Ludzie rozstępowali się natychmiast na mój widok, nie chcąc ‘się zarazić’. Nie wyprowadzałam ich z błędu, ciesząc się z przywileju. Czas chyba powtórzyć zeszłoroczną akcję.

Acz nic nie zmienia faktu, że to diabelstwo swędzi jak nie-wiem-co.

10 cze 2009

W poszukiwaniu PDków.

O tym, że seriale wciągać potrafią, to wiedziałam. To samo tyczy się układania pasjansa czy nałogowego skubania słonecznika. Ale dopiero wczoraj wraz z A. poznałam prawdziwą moc gier komputerowych. Nigdy wcześniej nie przesiedziałam przy komputerze całego dnia, od rana do późnej nocy. Konkretniej, przy Gothicu. Stare, ale jare. I to bardzo. jare Montujące było wyjście z psem, gdy było już ciemno, a miasteczko spało. Wszędzie wokół widziałyśmy czające się Kretoszczury, Ścierwojady i inne Pełzacze, wypatrujące swej ofiary. Zabawne ^^ Śmiechu i radości było sporo.

Jako że jest to gra podchodząca pod komputerowe RPG, zaczęłam się zastanawiać, jak to dokładniej jest z tradycyjnymi erpegami. Nie potrafię zrozumieć, jakim cudem grupa ludzi, często dorosłych, potrafi siedzieć godzinami i ‘opowiadać sobie bajki’, polując na kolejne punkty doświadczenia, walcząc z wyimaginowanymi potworami, czy wypełniając wymyślone przez Mistrza Gry misje. I dlaczego to tak wciąga. Jeszcze nigdy nie bawiłam się w Gry Wyobraźni, parę razy byłam blisko, ale zawsze coś się chrzaniło i nic z tego nie wychodziło. Teraz znowu mam szansę wkręcić się w sesję, prawdopodobnie Wampira. Chyba nigdy nie ogarnę do końca idei role-playów, dopóki sama nie spróbuję ‘czym to się je’. Mam nadzieję wreszcie tego zakosztować w nadchodzącym czasie. A jeśli znów się skład posypie i nic nie wyjdzie z tej sesji, to zacznę pracować nad rozszczepieniem osobowości i sama ze sobą będę grała. No.
Może ktoś z Was miał już okazję brać udział w takiej zabawie? Jak to jest? :>

A poza tym, to mój pies chyba jest satanistą. Jak do niego mówię: ‘zobacz, kotek, amciu-amciu, jedzonko!’ od razu się ożywia w poszukiwaniu koteczka do schrupania. Muszę sprawdzić, czy na czerwonookie gołębie i krew chrześcijan też będzie reagował.

29 maj 2009

Aj loff pirsink.

Znowu się podziurawiłam :] kocham to. kochamkochamkocham.

- auć, ojciec, uważaj, to boli. nowy kolczyk.
- nowy? pokaż. .. ah, no, ładny.
- to nie ten, to stary. TEN jest nowy.
- yyy.. aha.
- ...
- .. a tak w ogóle, to skąd ich aż tyle?!
- ... ... dobra. to teraz spróbuj zgadnąć, który jeszcze dzisiaj zrobiłam. w drugim uchu.

I tylko szkoda, że z tego powodu dopiero za sześć miesięcy będę mogła krew oddać :(
Ehh, czego to się nie robi dla piercingu ;) lovelove.

A co Wy myślicie o piercingu? Załapaliście gdzieś jakiegoś dodatkowego kolczyka? ;)

[ PS - kółeczka zamykane na kulkę bolą. za nic się zapiąć nie da tego szatana. i ucieka z łapek to dziadostwo. spróbujcie odszukać kuleczkę o średnicy 3mm na dywanie.. zabija -.-" ]

25 maj 2009

Wakacyjnie.

Wszystko co maturalne, już za mną. Za studiami rozejrzę się za tydzień. Teraz mam wolne. I dobrze jest. Chwilowo myślę o jakiejś pracy dorywczej, by zarobić kasę na potrzeby własne. Perspektywa harówy w McDonaldzie lub biegania z ulotkami średnio mnie zachwyca, ale jak mus, to mus. Niczego innego osoba z moimi kwalifikacjami nie znajdzie.


Wczoraj wraz z Siostrzycą trafiłyśmy na Modę na Suknie, przeróbkę znanego wszystkim tasiemca telewizyjnego. Masa pochłoniętej czekolady eskalowała naszą głupawkę, czego efektem była niepohamowana powódź dzikiego śmiechu. Polecam to do obejrzenia wszystkim, którzy są w nastroju na groteskowe bzdury ;)


Mam ochotę nauczyć się rosyjskiego. Znalazłam już sobie piękną cyrylicę i zamierzam zacząć wkuwać. Dla własnej radości i satysfakcji. Cała sprawa z rosyjskim jest w ogóle dziwna. Kiedyś wszyscy musieli się go w szkołach uczyć, więc oczywiście było to traktowane jako zło konieczne i nikt się uczyć nie chciał. Teraz, gdy ktoś potrafi pa ruski, to jest nagle fajny. Phi, też będę fajna :> i wreszcie będę rozumiała, o czym nawija do mnie Braciszek, którym język ów zawładnął dwa lata temu (i tak oto, zamiast uczyć się do matury, siedział On nad rosyjskimi elementarzami). Mam tylko nadzieję, że nie wypalę się zbyt szybko w idei poznania nowego języka. Tak jakoś mam, że im więcej mam zapału, tym szybciej on ucieka… :/


Obecnie ciągle żyję wspomnieniami wczorajszej zabawy na zamku w Toszku. Koncert Banshee udany, jak zawsze. Wytańczyłam się porządnie, jak dawno nie miałam okazji, skazując przy tym podeszwy swych bucików na totalną zagładę… … i tylko dziwnie było znów trzymać Jego rękę w tańcu, udając zupełnie sobie obcych.