31 sty 2009

Potrzeba szaleństwa.

Mam ochotę zrobić Coś. Coś złego, ekscytującego i niebezpiecznego. Ale nie mam możliwości. Czuję, że rozsadza mnie od środka ta potrzeba posiadania choć odrobiny adrenaliny w żyłach. Dużo się we mnie emocji nagromadziło ostatnio i szukają teraz ujścia. Nie uspokaja melisa ani tabletki, drepczę po domu z kąta w kąt, nie mogę się na niczym skupić.

Wszystko przez sen przypominający mi nagranie, które jakiś czas temu widziałam w Internecie. Wróciłam do niego dziś. Kojarzy mi się to trochę z BASE Jumping, z tą jednak różnicą, że skoczek ma dość ciekawy strój. Mi osobiście kojarzy się on z latającą wiewiórką. Kwintesencją owego sportu jest to, że człowiek lata. A lata wspaniale, czuje się wolnym. Wystarczy, że skoczek rozpościera swe ramiona i już sunie w powietrzu… Piękne. Zresztą, sami zobaczcie.

Właśnie doszłam do wniosku, że naprawdę chciałabym tak polecieć. Owszem, są inne sporty dostarczające adrenaliny, które są w moim zasięgu, czy to chodzi o koszty, czy o kursy odbywające się w pobliżu. Próbowałam już skoku ze spadochronem, bujałam się na linie zawieszonej na starym moście kolejowym, ale to wydaje się niczym, w porównaniu z takim lotem, jak u ‘ludzi-wiewiórek’. Co z tego, że gdy poleci się o parę metrów za daleko, to traci się głowę?… JA TEŻ TAK CHCĘ!! Bez ryzyka nie można doświadczyć tak mocnych uczuć i doznań. Tak bardzo chciałabym. Sprawdzałam na allegro – nie mają niczego pod hasłem „strój latającej wiewiórki” :(

Nie ma może wśród Was bogatego sponsora, gotowego sypnąć kasą dla biednych dzieci z chorymi marzeniami?…

27 sty 2009

Zostawić.

Nigdy nie umiałam. Zawsze mnie ‘prześladowała’; czy to grając w planszówkę, czy planując wspólne wyjście na lody. Nigdy nie umiałam odmówić. Bo nasi rodzice to „starzy dobrzy znajomi”. Dlatego bawiąc się z nią lalkami Barbie zawsze byłam niedobrym dzieckiem Barbie rozwalającym jej dom podczas zakupów, dlatego nigdy nie cieszyłam się na spotkanie z nią.
Piszę to lekko wstawiona, bo nigdy nie cieszyła mnie perspektywa spędzenia z nią dnia, a teraz, gdy jestem dorosła, przeraża mnie to jeszcze bardziej. Ona ma urodziny, przeprowadziła się do nowego mieszkania ze swoim idealnym nowym narzeczonym. Jest o rok starsza ode mnie. A ja wcale nie czuję się stara. Mam dopiero 18 lat. Zaprosiła mnie do siebie.
I znowu będę musiała wysłuchiwać, jakie to ona ma idealne życie. Nie mam na to ochoty. Ale muszę, bo nasi rodzice utrzymują znajomość, a ja jestem częścią tego. Gdybym zerwała to jako jedenastolatka, to może by coś znaczyło. Ale tak dorośli nie postępują. Dlatego widuję ją, parę razy do roku. Dlatego czekam z utęsknieniem na moment, gdy zacznę studiować, a stałą wymówką będzie ‘nie ma mnie teraz w mieście’.
Postępuję dziecinnie. Ale ja jej nie lubię. Przyznaję to otwarcie; w domu, wśród przyjaciół. Ale nie powiem tego wprost jej. Nie umiem. Przez te wszystkie lata okłamywałam ją i jej rodzinę. Niech to potrwa jeszcze chwilę. Nie chcę jej ranić, niech żyje swoimi wspomnieniami. To wystarczy.
... jestem bardzo żałosna, czy tylko trochę?

20 sty 2009

By wolną być.


Ubieramy się jak chcemy, najczęściej swobodnie, sexi, bez ograniczania wyobraźni, czasem jedynie włożymy na siebie coś naprawdę odświętnego. Słuchamy najróżniejszych gatunków muzyki, oglądamy to, na co mamy ochotę. Rozwijamy się, udzielamy towarzysko, pracujemy, udzielamy głosu w wyborach.

… a kiedyś niewyobrażalne było, by kobieta nosiła spodnie, nie lubiła gotować, nie chciała zajmować się dzieckiem, a wolała iść do pracy. Zresztą, dla kobiet wybór zajęcia zarobkowego i tak był naprawdę niewielki.

Teraz tak nie jest. Kobiety upomniały się o swoje prawa gdzieś pod koniec XVIII wieku. Powszechny był ruch sufrażystek, miejsce miało wiele wystąpień i protestów, a takie kobiety jak Mary Wollstonecraft czy Emmeline Pankhurst poświęciły swoje życie idei wolności. Emily Davison zginęła nawet pod końskimi kopytami, by dopiąć swego.

Czemu współczesne kobiety tak rzadko pamiętają o swoich przodkiniach walczących dla nas o to, co dziś uważamy za oczywiste? Zastanawiam się, co byśmy wszystkie zrobiły, gdybyśmy zmuszone nagle zostały do zamieszkania przykładowo w Iraku, Syrii czy Jordanii, gdzie większość zasad narzucanych tam przez mężczyzn islamskim kobietom byłaby dla nas nie do przyjęcia. …?

Tak, to mogłoby być całkiem ciekawe doświadczenie… na jakiś dzień lub dwa. Bo która z nas znosiłaby to dzielnie przez dłuższy czas?

15 sty 2009

"Pozostaje nigdy nic"... ?


- Mam iść tam za nim? – ujmując cugle, niespokojnie zapytał mistrz.

- Nie – odpowiedział mu Woland. – Po cóż iść za tropem tego, co się już skończyło?


Tak, pan Bułhakow miał rację. I cóż z tego? Co dzień szukam cieni minionych dni, nie potrafiąc z tym walczyć. Chyba nie chcę się ich pozbywać. A są wszędzie – zaklęte w ukochanych piosenkach, siedzące na ławce w parku, ulatniające się nawet w zapachu szamponu… Coraz częściej łapię się na tęsknych westchnieniach, na kroczeniu tymi samymi ścieżkami, na usilnym patrzeniu na te konkretne, te jedyne przedmioty.

Coś się skończyło. Czegoś już nie ma, lecz wciąż istnieje, kradnąc kolejne zamyślone chwile. Dawniej bolało, teraz zostawia po sobie jedynie pustkę, bezuczuciową próżnię, przewalającą się z głuchym dudnieniem zastępującym minione łzy. Ich już nie ma. Zostało tylko wspomnienie.

Nie jestem nieszczęśliwa, nie. Tylko mi inaczej. Nie wiem, czy gorzej, czy lepiej. Czuję się doroślejsza przez to, co sobie odebrałam dziecinnym zachowaniem. Wciąż mi się zdarza jednak za tym tęsknić, za tą trzpiotką, która wierzyła, że zawsze będzie tak pięknie i idealnie. Pozostały tylko cienie…

I jeszcze melancholię pogłębia mi Kasprzycki.