31 paź 2009

Sweet home Alabama..

Znów w domu, na święta. Ufff. Jednak we własnym łóżku śpi się najlepiej, a i poranna Kawa smakuje mi inaczej, lepiej. I spacery po znanych okolicach otuchy dodają (zwłaszcza, gdy kolorowych liści dokoła pełno..).

Uwielbiam ostatnio uśmiechać się z byle powodów.

Machina studiowania rozkręciła się już na dobre. Wieczory spędzam nad stosem lektur i opracowań, zastanawiając się po raz -enty, czy Gall zwany Anonimem był Francuzem czy Włochem, badając właściwości głosek z dłonią przytkniętą do gardła, bądź też wkuwając tabelki deklinacji na łacinę. I czasem ma się dość, i krąży pod kopułą pytanie 'co ja tu robię?', i bywa ciężko z motywacją.. ale jednak tkwię na tych studiach, zadomawiając się tam bardziej i bardziej.

Otrzęsiny pierwszorocznych studentów przy akompaniamencie Strachów na Lachy pomogły naprawdę uwierzyć, a nie tylko wmawiać sobie, że przecież studiowanie to całkiem fajna rzecz.

Wypady do 'Groty', naszej knajpy :P - także satysfakcjonujące. Rozmowy o tym, co dręczy i denerwuje, naprawdę pomagają. I tylko uroki picia w środku tygodnia (gdy z jednego piwka robią się cztery..) dają znać o sobie następnego ranka, gdy zajęcia zaczynają się już od 8. Bolesne, ale co ja poradzę? ^^ jak być studentką, to pod każdym względem.

Odwiedziłam też sosnowiecki konwent Porytkon. Przeżycie niezapomniane :) banda ludzi ze zwichrowaną psychiką, zgromadzona w jednym miejscu na cały weekend robi wrażenie. Masy przebierańców na korytarzach niejednokrotnie wbijały mnie w ziemię. Miałam okazję uczestniczyć tam m.in. w festiwalu piosenki krasnoludzkiej ('złoto, złoto, złotozłotozłoto! haaałda! .. jebać elfy!'), wielu prelekcjach (zwłaszcza ta o torturach przypadła mi o gustu ;) ), konkursach (spróbujcie, no spróbujcie sami podłożyć pod krótką animację dźwięk spadającego głazu!), a przede wszystkim - w moim pierwszym w życiu (i z pewnością nie ostatnim) LARPIE. To rodzaj RPG odgrywanego na żywo. Był genialny nastrój - muzyka, i świece, i stroje, i sztuczna krew, i fabuła wkręcająca.. Świat jest teatrem.. Przepiękne. Tak się wczułam, że gdy umarł Pan Domu, naprawdę się rozpłakałam.. a o czwartej w nocy nawet nie myślałam o zmęczeniu.
Nie mogę doczekać się kolejnego LARPA. Taaaak... to mnie krrrręci!

Wczoraj świętowałam urodziny R. w chorzowskiej knajpce, nawet Zg. się pojawiła :) byłyśmy w kiltach, barman puścił nam odpowiednią muzykę, to sobie pokicałyśmy.. i tęskno mi się zrobiło za szkockimi.. ale ani czasu teraz nie mam, ani grupy, więc muszą mi wystarczyć spontaniczne pląsy.
I coraz lepsze mam zdanie o lubym R. Z początku myślałam, że to taki średnio rozgarnięty misio, ale naprawdę jest spoko facetem, a jego opowiastki w całej skeczowej otoczce są bezbłędne, i zdecydowanie uświetniły imprezę :) mam nadzieję, że ani jedno, ni drugie niczego nie spieprzy, bo takiego pozytywnego związku dawno nie widziałam :))

Kończę, pozdrawiam, i fokle. Cieplutkie uściski dla Was! :)



hey! mr. Tambourine Man, play a song for me..

16 paź 2009

Studiowania uroki.

Ludzi ze swojej grupy już rozpoznaję. Ba, do kilku nie boję się odezwać. [czemu oni wszyscy wyglądają TAK poważnie?]. Czuję jednak, że najlepsze kontakty będę miała z grupą z wf'u. Zebrało się naprawdę sympatyczne towarzystwo na tym karate, z którym lżej będzie znosić cotygodniowy wycisk od sensei B.

Profesorowie różni - jak to i z nauczycielami bywało. Jednych słucha się z iskierkami w oczach, u innych siedzi się jak na szpilach.

Do męczących dojazdów, prężnego miejskiego życia (bo ja to z tyci-tyci miasteczka..), gigantycznych okienek między zajęciami, spóźniających się bądź też wcale nieprzychodzących wykładowców - powoli się przyzwyczajam.

Ogólnie, to przeszłam już do fazy akceptacji. Głównie dlatego, że nie jest tak źle, jak myślałam, że będzie. I nawet zaczyna mi się podobać to studiowanie całe. Nawet kolejki w bibliotece nie przeszkadzają mi bardziej, niż powinny.

Mieszkam poza domem, zatem i spokoju mam więcej od rodzinnej gromadki. Przerażała mnie z początku ta samodzielność, ale teraz już cieszy. I tylko cisza w mieszkanku dziwnie nieswoja, ukryta za muzyką grającą z głośników komputera.

Upragniony Weekend nadszedł jednak. Zmykam zaraz na nocną sesję rpg (d'n'd) z cudownymi Ludźmi, których brakuje mi ostatnio jak nigdy wcześniej. Nagadać się musimy ogromnie, nacieszyć sobą. Zebrać energię na szare, jesienno-zimowe dni.

Jako że ciągle pracuję nad kwestią dostępu do Internetu w miejscu studiowania, także przepraszam za moją nieobecność na Waszych blogach. Naprawdę mi tęskno za wczytywaniem się w Wasze życia z kubkiem gorącego Rooibosa pod ręką.. jak tylko będę w stanie dorwać neta i chwilę tylko dla siebie, na pewno wpadnę na Wasze blogi.

Pozdrawiam Wszystkich gorąco i słonecznie, a tak!, na przekór ohydnej pogodzie!
I do usłyszenia.