Tak właśnie mogłaby wyglądać jedna z przykładowych rozmów na znany i kłopotliwy dla rodziców temat. Bociany są obecnie mało nowoczesne i zawodne, obraz miejski średnio ma się do pola pełnego kapusty, z której wypełzają dzieci. Trzeba było więc znaleźć coś nowego.
Naukowcy w latach 50. wieku XX podzielili się ze światem ciekawą hipotezą, według której morze było ogromnym kociołkiem, podgrzewanym przez erupcje wulkanów, do których zamiast warzyw powrzucano dwutlenek węgla, amoniak i metan. Nad kociołkiem poświeciło nieco słoneczko, niczym ogromny okap nad palnikiem, napatoczyło się także parę wyładowań atmosferycznych. W ogromnym garnuszku warzywka ugotowały się i przekształciły w aminokwasy, które z kolei źle czuły się w samotności, więc łączyły się ze sobą, dając związki białkopodobne. W kociołku wrzało coraz bardziej. A na koniec z kociołka wyszło zwierzątko. Było to zwierzątko raczej ułomne i niepozorne, jednak podołało swej ambitnej misji, i dało początek życia innym zwierzątkom, większym i doskonalszym od niego.
Czyż to nie urocze? Gdy pierwszy raz usłyszałam o koncepcji ‘Zupy pierwotnej’ myślałam, że brat sobie ze mnie żartuje. Internet jednak potwierdził informację, a moje życie zmieniło się diametralnie. Już nigdy nie będzie takim, jak wcześniej. W szkole skupiano się głównie na ewolucji czegoś, co już sobie było i żyło. Nigdy do tej pory nie zarzucano u mnie na biologii tematów tak stricte kulinarnych.
Nie wiem, czy dam radę zjeść kiedykolwiek rosół bez parsknięcia w niego ironicznym śmiechem. „Z rosołu powstałeś, w rosół się obrócisz”?…
Czego to ludzie nie wymyślą :P
OdpowiedzUsuńChyba i tak wolę teorię z bocianami :P
Hehe, kolejna teoria... W dodatku słabo potwierdzona naukowo jak się okazuje :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńto uważaj gotując obiad, niełatwo być zamotną matką :P
OdpowiedzUsuńHm. Zawsze to coś nowego hehe ;) A z tą zupą faktycznie uważaj! Co zrobisz jak z rosołku wyjdzie dziecko?! :D:D ;)
OdpowiedzUsuńnie strasz :D
OdpowiedzUsuńTo już teraz wszystko jasne -
OdpowiedzUsuńczemuż to (i całe szczęście, póki co... ;D )
nie "przytrafiło mi się" po drodze
(życiowej , że tak to ujmę...) żadne
dziecię..! ;) -
bo ja, po prostu ZAWSZE uciekam od rosołu ;D
heh .
I proszę - jak to niechęć do zupy -
może człeka uchronić przed
przypadkowym ojcostwem... ;D.
Pozdrowienia! ;)
_____
P.S.
A i określenie "rozbierać się do rosołu" -
teraz też nabiera jakiegoś sensu... ;)
Hihi, Marius, rzeczywiście xD widać ten związek frazeologiczny nie jest do końca bezpodstawny :P
OdpowiedzUsuńA ja jakiś czas temu zrobiłam taki pyszny domowy :) Z prawdziwej kury i włoszczyzny, a nie z kostki, mniam!
OdpowiedzUsuń