1 mar 2009

Bulion pierwotny, czyli ludzie zaklęci w kostkę rosołową.

- „Mamo, mamo, a skąd się biorą dzieci?”
- „Wychodzą z rosołu, skarbie…”

Tak właśnie mogłaby wyglądać jedna z przykładowych rozmów na znany i kłopotliwy dla rodziców temat. Bociany są obecnie mało nowoczesne i zawodne, obraz miejski średnio ma się do pola pełnego kapusty, z której wypełzają dzieci. Trzeba było więc znaleźć coś nowego.

Naukowcy w latach 50. wieku XX podzielili się ze światem ciekawą hipotezą, według której morze było ogromnym kociołkiem, podgrzewanym przez erupcje wulkanów, do których zamiast warzyw powrzucano dwutlenek węgla, amoniak i metan. Nad kociołkiem poświeciło nieco słoneczko, niczym ogromny okap nad palnikiem, napatoczyło się także parę wyładowań atmosferycznych. W ogromnym garnuszku warzywka ugotowały się i przekształciły w aminokwasy, które z kolei źle czuły się w samotności, więc łączyły się ze sobą, dając związki białkopodobne. W kociołku wrzało coraz bardziej. A na koniec z kociołka wyszło zwierzątko. Było to zwierzątko raczej ułomne i niepozorne, jednak podołało swej ambitnej misji, i dało początek życia innym zwierzątkom, większym i doskonalszym od niego.

Czyż to nie urocze? Gdy pierwszy raz usłyszałam o koncepcji ‘Zupy pierwotnej’ myślałam, że brat sobie ze mnie żartuje. Internet jednak potwierdził informację, a moje życie zmieniło się diametralnie. Już nigdy nie będzie takim, jak wcześniej. W szkole skupiano się głównie na ewolucji czegoś, co już sobie było i żyło. Nigdy do tej pory nie zarzucano u mnie na biologii tematów tak stricte kulinarnych.

Nie wiem, czy dam radę zjeść kiedykolwiek rosół bez parsknięcia w niego ironicznym śmiechem. „Z rosołu powstałeś, w rosół się obrócisz”?…

8 komentarzy:

  1. Czego to ludzie nie wymyślą :P
    Chyba i tak wolę teorię z bocianami :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, kolejna teoria... W dodatku słabo potwierdzona naukowo jak się okazuje :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. to uważaj gotując obiad, niełatwo być zamotną matką :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm. Zawsze to coś nowego hehe ;) A z tą zupą faktycznie uważaj! Co zrobisz jak z rosołku wyjdzie dziecko?! :D:D ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. To już teraz wszystko jasne -
    czemuż to (i całe szczęście, póki co... ;D )
    nie "przytrafiło mi się" po drodze
    (życiowej , że tak to ujmę...) żadne
    dziecię..! ;) -
    bo ja, po prostu ZAWSZE uciekam od rosołu ;D
    heh .
    I proszę - jak to niechęć do zupy -
    może człeka uchronić przed
    przypadkowym ojcostwem... ;D.

    Pozdrowienia! ;)

    _____
    P.S.
    A i określenie "rozbierać się do rosołu" -
    teraz też nabiera jakiegoś sensu... ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hihi, Marius, rzeczywiście xD widać ten związek frazeologiczny nie jest do końca bezpodstawny :P

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja jakiś czas temu zrobiłam taki pyszny domowy :) Z prawdziwej kury i włoszczyzny, a nie z kostki, mniam!

    OdpowiedzUsuń